Netflix’owy Wiedźmin recenzja.

Przeciętność ładnie opakowana.

Jak tysiące Polaków usiadłem dziś do oglądania premierowych odcinków nowego serialu na podstawie opowiadań A. Sapkowskiego. Już po pierwszych minutach można łatwo dostrzec, że serial nie dorównuje ani grze, ani tym bardziej sadze o Białym Wilku. Co wcale nie oznacza, że jest zły. Ot taki przeciętny, ani tragedia, ani arcydzieło. Jak to w przypadku produkcji z tej platformy bywa.

Pieniądze i magia

W serialu niestety nie ma ani jednego ani drugiego. Producentom zabrakło pieniędzy na stworzenie świata, jaki mamy choćby w grach CD Projekt. Wszystko tu jest poprawne, ale ciężko szukać w scenografii, efektach specjalnych, czy choćby strojach, czegoś godnego zapamiętania.

Plenery są bardzo ciasne, serialowe. Poszczególne sceny w umieszczano w pomieszczeniach. Zupełnie nie czuć średniowiecza a raczej twór z seriali typu Herkules, Xena czy mój niegdyś ulubiony Mortal Kombat. Wszystko jest zbyt czyste, zbyt ułożone, przez co bardzo nienaturalne.

Sceny akcji bez akcji.

Chcą nie chcąc, muszę przypomnieć raz jeszcze epokę kolorowych seriali z początku wieku. Walki, superprzystojnego Kevina Sorbo we wszystkich odcinkach serialu Herkules, były drętwe i bez polotu. Zarówno wtedy, jak i w nowym Wiedźminie postacie nie walczą, ale wykonują lepszą lub gorszą choreografię. Broń nie ma wagi a nierozgarnięci przeciwnicy atakują tylko pojedyńczo.

Potwory też wpisały się w tę konwencję. Grafika komputerowa stoi na wysoki poziomie, ale ładniejsze efekty w grach też widywałem. Styl i jakość animacji przypomina trochę grę Metro w najnowszych wydaniach.

Z powodu nadużywania konwencji tanich filmów, akcja jest w porządku, ale nic więcej. Wszystko jest przewidywalne. Nie ma napięcia ani brutalnej przemocy. Bitwy oraz liczne sceny grupowe najbardziej cierpią na tych niedostatkach. Ogólnie pokazano za mało walki a za dużo finezji.

Fabuła jednak najlepsza

Ciężko mi wymyślić bardziej oryginalny tytuł podrozdziału, gdyż tak naprawdę tym, czego oczekujemy po pięknych baśniach, jest fabuła z morałem. I jedno i drugie znajdziemy w Wiedźminie od Netflixa. Wszechobecna sztuczność, podkreślana na każdym kroku przez taką sobie grę aktorską ukrywa nieco bardziej złożonych wątków, wyjętych z prozy naszego pisarza.

Historia jest logiczna i dobrze poukładana. Nie zawsze wiadomo, kto jest dobry a kto zły. Bohaterowie mają swoje cele. Niektórzy wprowadzani są bardzo poprawnie do głównego wątku, ale już w pierwszy odcinku natknąłem się na spore niedociągnięcie, podczas kreowania motywacji jednej z głównych postaci drugoplanowych.

Nie da się odczuć dylematów moralnych. Bardzo trudno polubić lub znienawidzić kogokolwiek na ekranie. Może i czasem potrafi zaskakiwać ta czy inna scena, brak tu jednak czegokolwiek, co można na dłużej zapamiętać.

Fajny serial

Podsumowując i reasumując, jak mawia Majster Pirzu. Serial jest fajny. Podobnie jak wiele innych produkcji Netflixa, przyjemnie się go ogląda. Jest poprawny pod niemal każdym względem, ale to też staje się jago główną wadą. Za kolorowy, za bardzo wypłukany z emocji a do tego ma zbyt płytkie postacie. Sam Wiedźmin na pewno nie jest w stanie nikogo poruszyć. Postać nieustraszonego pogromcy potworów porusza się sztywno, ma sztywne teksty i brak jej osobowości .

Polecam ten serial dla ludzi, którzy nie liczą na jakieś arcydzieło. Kolejne odcinki można oglądać przygotowując zupę, albo rozwiązując Sudoku. Negatywne recenzje są przesadzone, ale i pozytywów nie ma co tu za wiele szukać.