
Praca Wojciecha zawsze była prosta. Przychodził z rana do biura, sprawdzał pocztę i najnowsze przepisy, po czym zabierał się za spisywanie faktur. Czasem zdarzyła się faktura ze złymi danymi lub taka, którą trzeba było skorygować. Innym razem musiał nakłonić kogoś do załacenia podatku w terminie. Rutyna i porządek to coś, co doświadczony księgowy szanował od zawsze. Uspokajały go i czyniły szczęśliwym.
Największym problemem okazywali się klienci, którzy nie płacili swoich rachunków na czas. Trzeba było do nich dzwonić i upominać się o każdą zaległą złotówkę. Każdego dnia przychodziły nowe problemy, coś zmieniało się w prawie administracyjnym, ktoś chciał za wszelką cenę wyprostować swoje problemy. Klient przychodził narzekając kilka godzin na to jak nieuczciwie go potraktowano.
Mimo, iż Wojciech był uważany za osobę towarzyską, większość dnia spędzał wpatrując się w tabelki pełne mniejszych lub większych sum, które trzeba było wpisać do rubryk przychodów i rozchodów. Tak było aż do śmierci. Jak niemal wsszystko w jego przypadku była starannie zaplanowana. Bez żalu rozstał się z życiem, ciekawy tego co spotka go po drugiej stronie.
Ku swojemu zaskoczeniu, nie trafił do Raju. Zamiast świętego Piotra, spotkał łysawego urzędnika, który natychmiast kazał mu zabierać się do pracy. Bramy Raju były podobno gdzieś indziej. Tutaj znowu czekało go biurko z laptopem i lampką.
Prowadzenie nowych zadań okazało się bardzo proste. Nie pozostawiono mu czasu na jakiekolwiek narzekania. Usiadł na wygodnym fotelu i słuchał zupełnie nieznanych dla siebie przepisów. Tak samo jak za życia, miał przed sobą grubą teczkę wskazówek i wytycznych dotyczących każdej sytuacji. Nowe zadanie było jeszcze prostsze, niż wszystko co robił dotychczas. Musiał po prostu spisywać uczynki ludzi, które mu dostarczano za pomocą powiadomień na ekranie zajmującym centralną część biurka.
Każdemu człowiekowi po narodzeniu otwierano arkusz. Tym razem kolumny przy nazwiskach były tylko 3. W pierwszej należało umieścić uczynki dobre, w drugiej nieistotne, a w trzeciej te, które uważano za grzech. Każdy uczynek miał swoją wartość, opisaną skrupulatnie w dostarczonej instrukcji. Drobne oszustwo wystarczyło zniwelować pomocą dla bliźniego, a bilans wychodził na zero. Za każdym razem wyłącznie na Sądzie Ostatecznym decydowano o tym, czy dana dusza trafi do piekła, czy nieba. Księgowi mieli tylko spisywać, oglądając uważnie życie przydzielonego osobnika.Po śmierci taką tabelkę przekazywano gdzieś, gdzie odbywał się Sąd Ostateczny, ale tym już księgowy nie musiał się przejmować.
Na początek swojej nowej pracy Wojciech otrzymał dość niewymagające zadanie. Mężczyzna, którego dokonania spisywał urodził się w rodzinie prawników. Przez całe życie był przygotowywany do objęcia stanowiska adwokata w rodzinnej firmie. Musiał więc dbać o to, żeby jego opinia była jak najlepsza. W liceum nie palił, nie interesował się używkami, ani dziewczętami. Jedyną miłość poznał na studiach. Mieli dwójkę dzieci, choć on tak naprawdę nie kochał ani jej, ani swojego potomstwa. Adwokat miał w sumie mało dobrych uczynków. Wszystko co robił, mieściło się zazwyczaj w rubryce uczynków nieistotnych. Czasem był złośliwy, okazywał się pazerny i egoistyczny, ale na pewno też nie kwalifikował się do tego, by rubrykę złych uczynków zapełniać bezustannie.
Wojciech śledził jego codzienność, ale to nie on decydował do jakiej kategorii zakwalifikować dane postępowanie. Wiadomość przychodziła w specjalnym systemie, który zawierał ścieżki losów wszystkich ludzi na świecie. Księgowy tworzył wyraźne instrukcje. „Adwokat nie pomógł przyjacielowi w potrzebie. Wpisać do złych uczynków”, „Adwokat spędził 2 godziny ze swoim synem na odrabianiu zadań z trygonometrii. Wpisać do dobrych uczynków”.
Po jakimś czasie obserwowanie losów innych ludzi stawało się swoistą pasją. Inni księgowi ogromnego niebiańskiego biura wymieniali się ciekawymi zdarzeniami z życia swoich podopiecznych, co jeszcze bardziej wciągało. Byli wszędzie i nigdzie jednocześnie. Czasem było śmiesznie, innym razem smutno, ale mało kto narzekał na swoją pracę. Tutaj nikt przecież się nie męczył, ani tym bardziej nie odczuwał bólu.
Godziny, dnie i lata mijały szybko, dlatego Wojciech nawet nie zauważył, kiedy zdążył spisać życie ostatniego z pierwszej setki przypisanych do siebie ludzi. 101 zlecenie było jednak zupełnie inne. Wojciech przeczuwał to już od dnia narodzin swoich podopiecznych. Dziewczynka nawet na porodówce wyróżniała się z tłumu innych dzieci. Nie dawała o sobie zapomnieć, kiedy pielęgniarka zwracała uwagę na łóżeczka obok niej. Krzyczała i płakała, kiedy ktoś podchodził do innego dziecka. Śmiała się radośnie, gdy podchodzono do niej.
Księgowy od razu polubił dziecko. Nie miał żadnych możliwości, aby na nie wpłynąć, ale obserwowanie jego losów sprawiało mu dużo większą przyjemność, niż w innych wypadkach. Dziewczynka nie była aniołkiem, ale nie można było jej także nazwać łobuzem. Chciała zwracać na siebie uwagę i robiła to w bardziej, lub mniej grzeczny sposób. Pewnego razu zwichnęła nogę na schodach w szkole tylko dlatego, żeby mieć większe ulgi w odrabianiu prac domowych. Zauważyła, że nauczyciele bardziej zwracają uwagę na chore dzieci, więc postanowiła sama dołączyć do tej nielicznej grupy.
Wszystko jej się udawało, dlatego zarówno podstawówkę jak i liceum ukończyła z bardzo dobrym wynikiem. Wyrosła na naprawdę piękną kobietę. Miała duże powodzenie u kolegów. Koleżanki także ją bardzo lubiły. Nie bała się pomagać innym ludziom. Kolumna dobrych uczynków zapełniała się szybko. Podobnie jak w wielu innych przypadkach, większość rzeczy znajdowała się w kolumnie uczynków nieistotnych. Do listy grzechów trafiało niewiele.Pewnego dnia ukradła koleżance długopis, jeszcze kiedy indziej napisała złośliwy komentarz dla nauczyciela na Facebooku. Założyła zresztą fikcyjne konto, by móc komentować różne rzeczy w bardzo nieprzyzwoity sposób.
Były to oczywiście grzechy, ale nie mogły przesądzić o tym, czy ostatecznym miejscem przeznaczenia jej duszy będzie piekło czy niebo. Nawet najbardziej surowy sędzia nie uznałby tych czynów za coś przekreślającego szanse na wieczne szczęście, więc księgowy był dumny z postępowania swojej nowej podopiecznej.
Mając 24 lata została magistrem kosmetologii. W czasie przyjęcia wypiła za dużo i nazbyt dużo pozwoliła sobie w kontaktach z nieznanymi mężczyznami. To też trzeba było wpisać do złych uczynków, ale mimo wszystko dobre rzeczy nadal znacznie przeważały.
Dziewczyna pomagała starszym osobom. Dzwoniła i chodziła codziennie do babci, która już zbliżała się do podróży na drugą stronę życia. Tak podobała się starszym paniom, że wiele z nich wynajmowało ją do pomocy. Chętnie przynosiła zakupy, a kiedy było trzeba posprzątała także mieszkanie. Witały ją same pochwały i uśmiechy, ale nawet one nie obudziły w niej samolubnej zachłanności.
Wszystko zmieniło się pewnego deszczowego, czwartkowego popołudnia. Księgowy zdziwił się patrząc na wpis, który pojawił się na jego terminalu. Sam nie mógł uwierzyć w to co widzi, więc jeszcze raz przejrzał dokładnie nagranie ze zdarzenia, które miał zbilansować.
Dzień ulubienicy zaczął się jak zwykle. Dziewczyna poszła do pracy pół godziny wcześniej, gdyż ogłoszono przerwy w działaniu komunikacji miejskiej. Wszyscy zamawiali taksówki, niektórzy jeździli rowerami, lub pokonywali wiele kilometrów na piechotę. W tym czasie odezwał się telefon z pracy.
Stały klient prosił swoją kosmetyczkę o to, by zajrzała do jego matki, gdyż on jest zajęty na jakimś spotkaniu biznesowym. W zakładzie wszystko już było załatwione, więc nie musiała się martwić straconym dniem. Nikt nie będzie jej winił za opuszczenie stanowiska, gdyż szefowa bardzo lubiła dystyngowanego czterdziestokilkulatka przychodzącego do salonu kosmetycznego zawsze, gdy była tam podopieczna księgowego.
Mimo wszystko pracownica zawahała się przez chwilę, gdyż wiedziała, że wchodzenie w bliższe relacje z pracodawcą nie kończy się zazwyczaj dobrze. Zdawała sobie sprawę ze swojej urody, a także z tego, że większość mężczyzn z tego powodu zabiega o jej względy. Przez długie lata umiała sobie z tym radzić, jakby mężczyźni w ogóle nie istnieli. Umiała zachować dystans. Zakochiwanie się po prostu nie było w jej stylu, tym bardziej, że owy biznesmen był od niej 20 lat starszy.
Nie wiedząc czemu, zdecydowała się jednak pójść do jego domu. Rozmowy ze staruszkami były dla niej swoistym sposobem na relaks. Potrafiła wyobrazić sobie siebie za kilkadziesiąt lat. Chciałaby, żeby jej ktoś wtedy pomógł, a przede wszystkim wysłuchał. Stojąc przed zamkniętymi magnetycznie drzwiami była w bardzo dobrym nastroju.
Willa, podobnie jak inne w których bywała, okazała się bardzo ekskluzywna. Marmurowe podłogi i ściany z onyxu były chłodne, a jednak bardzo przyciągały wzrok. Z każdym krokiem obawiała się, by czegoś nie zniszczyć. Nie wiedziała gdzie znajduje się kobieta, której ma doglądać, więc musiała przejść wiele pomieszczeń. Każde z nich było w innym stylu. Za każdymi drzwiami widziała drogie obrazy, rzeźby i drobiazgi, które w większości przypadków stanowiłyby dorobek całego życia. Przyzwyczaiła się do takich widoków, więc nie zrobiły na niej wrażenia. Nigdy nie wzięła niczego z domu, w którym pracowała. Starsze panie zresztą nie miały zwykle zbyt wiele, ale czasem zdarzało się napotkać także u nich biżuterię lub łańcuszek wrzucony gdzieś pod kanapę. Takie rzeczy zawsze odkładała na miejsce, niejednokrotnie informując właścicieli o swoim znalezisku.
Słyszała już wołającą starszą panią. Chciała dowiedzieć się, czy ktoś obcy jest w domu i dlaczego tam przyszedł. Nawoływania nasilały się, gdy zbliżała się do ostatnich drzwi długiego korytarza na piętrze. Mimo wszystko wcale do nich nie weszła. Coś kazało jej otworzyć inne drzwi, tuż przed miejscem gdzie przebywała staruszka. Gabinet był ciemny mimo, iż światło poranka oświetlało cały dom, dając niepowtarzalne odblaski na wszystkich napotykanych powierzchniach.
Te pomieszczenie było tak małe, że bez trudu mogła dotknąć jego ścian rozkładając ręce. Stało w nim małe biurko, pospolite krzesło i laptop.Wiedziała, że tu właśnie spędza czas jej pracodawca, więc szybko zawróciła, chcąc udać się do nawołującej ją starszej pani. Coś kazało jej stanąć w pół kroku.
Obserwujący to wszystko księgowy miał nadzieję, że jednak wyjdzie z gabinetu, ale zamiast tego jego podopieczna ostrożnie zamknęła drzwi jakby ją ktoś śledził. Nie wiadomo dlaczego użyła do tego wiszącego na wewnętrznej ścianie kluczyka. Przez chwilę przystanęła raz jeszcze, ale jednak podeszła do biurka po czym nerwowo rozejrzała się, czy nikogo nie mam w pobliżu.
Starając się nie robić wiele hałasu sięgnęła do czarnego laptopa stojącego tuż przed nią. Jak zawsze miała na sobie gumowe, chirurgiczne rękawiczki, gdyż nauczyła się, że w miejscach gdzie mieszkają staruszkowie można dotykać bardzo wiele niespodziewanych rzeczy. Nie czuła przy tym obrzydzenia, ale chciała uniknąć infekcji.
Laptop otworzył się z nieco głośniejszym trzaskiem, jakby chciał przekazać ostatnie ostrzeżenie, by stamtąd wyszła. Jednak i tego nie posłuchała. Szybko odnalazła przycisk włącznika i ku swojemu zaskoczeniu odkryła, że system nie jest chroniony hasłem. Niebieski pulpit ukazywał tylko dwie ikonki. Jedną z nich była przeglądarka internetowa, druga przypominała system, którego uczono ją na studiach biznesowych. Choć nie interesowały ją sprawy finansowe swojego pracodawcy, od razu najechała myszką na tą ikonę. Program był już otwarty, gdyż właściciel nie wylogował się, zamykając laptop.
Lista plików przewijała się przed oczami dziewczyny niemal w nieskończoność. Każdy wpis zawierał wiele numerów i cyfr, które nie mówiły jej niczego sensownego. Jedyną sensowną rzeczą, jaką mogła zauważyć w tym pokoju, było coraz większe i coraz głośniejsze nawoływanie staruszki.
Była poddenerwowana tym, że mając dostęp do takich informacji nie wiedziała co z nimi zrobić. Z poziomu tego laptopa mogła wejść na wszystkie konta i obejrzeć najbardziej tajne dane firmowe. Co tak naprawdę miała z nimi zrobić – tego już nie wiedziała. Zamknęła komputer z nieukrywaną złością i przeszła do drugiego pokoju, starając się nie pozostawić po sobie śladu. Gdy weszła wreszcie do pokoju, starsza pani wciąż krzyczała.
Sprawiała wrażenie, jakby nie zauważyła swojego gościa. Szkliste oczy wpatrywały się w sufit, a szeroko otwarte usta starały się złapać choćby najmniejszy łyk powietrza.
Dziewczyna ruszyła w kierunku kobiety, jednak zatrzymała się wpół kroku. Przez chwilę patrzyła jak staruszka błagalnie prosiła o pomoc, wyciągając kościste dłonie. Zamiast do niej podejść, cofnęła się o krok. Potem jeszcze o jeden. Kiedy wychodziła podążały za nią stłumione jęki konającej
W końcu wyszła z pokoju i wróciła z powrotem do gabinetu, w którym była wcześniej. Myślała o tym jak skopiować dane. Kiedy wreszcie przeczytała wszystkie instrukcje z wyszukiwarki, zauważyła, że odgłosy w drugim pokoju całkowicie ucichły. Zanim opuściła mieszkanie, jeszcze raz sprawdziła, czy kobieta rzeczywiście jest martwa. Brak było oddechu i pulsu. Źrenice nie reagowały na światło. Została tam już sama.
Wszystko zostawiła tak jak było. Dziewczyna jeszcze raz sprawdziła, czy czegoś niechcący nie przestawiła. Wychodząc z mieszkania natychmiast zadzwoniła po karetkę. Drugi telefon był bezpośrednio do pracodawcy. „Myślę, że pana mama nie żyje”, poinformowała piskliwym głosem z nieukrywaną rozpaczą. „Dzwoniłam po karetkę, ale nie zdążyliśmy — pojawiliśmy się za późno”.
Księgowy oglądał tę scenę jeszcze kilkakrotnie. Trudno było uwierzyć, że osoba, którą tak dobrze poznał jest zdolna do takich rzeczy. Jeszcze trudniej było uwierzyć, że przyszło jej to z taką łatwością. Ze swego stanowiska miał wgląd w umysł człowieka, którego uczynki spisywał. To często emocje podpowiadały do jakiej rubryki dany uczynek wpisać, a przede wszystkim jaką nadać mu wagę.
W umyśle dziewczyny nie było śladu wyrzutów sumienia. Czuła ulgę i jeszcze tego samego dnia stawiła się w pracy, mimo tego, że wcześniej ją zwolniono. Dłonie księgowego powędrowały wprost na klawiaturę. Otworzył tabelę i nakierował kursor na rubrykę złych uczynków. Od niego zależało jak opisać dane zdarzenie, więc pomyślał chwilę zanim utworzył właściwą nazwę. Pierwsze znaki pojawiły się bardzo szybko, ale równie szybko skasował je do końca. Wziął kilka głębokich oddechów i odszedł od stanowiska.
Jeszcze raz przypomniał sobie całe życie dziewczyny. Zamiast dopełnić formalności, przeglądał pliki z jej dzieciństwa, balu maturalnego oraz wszystkiego tego, co robiła na wolontariacie w trakcie studiów. Wszędzie widział roześmianą twarz człowieka, który zawsze pomagał innym.
Mężczyzna stał jeszcze chwilę, a kilku innych księgowych z którymi pracował zerknęło na niego podejrzliwie. Wiedział już co zrobi, choć nie wiedział jak się to dla niego skończy. Szybko usiadł do swojego biurka i zaczął przeglądać stare wpisy. Zignorował polecenie, jakby w ogóle się nie pojawiło, zamiast tego znalazł coś dobrego, co można było wpisać do odpowiedniej rubryki.
Ku swojemu zaskoczeniu, przez następne lata nikt nie wezwał go w sprawie niedopełnienia obowiązków. Praca w nowym biurze toczyła się zwyczajnie, o ile spisywanie ludzkich grzechów można było nazwać zwyczajną pracą. Księgowy dziwił się, że nikt nie przygląda się jego poczynaniom. Dziwiło go jeszcze bardziej, że tylko on mógł mieć wgląd do życia swojej podopiecznej. Spróbował jeszcze kilka razy zamienić lub pominąć wpisy w przypadku ludzi z dużo mniejszymi przewinieniami. Ktoś zdradził żonę, ktoś inny potajemnie wykradał pieniądze firmy. Dzięki księgowemu te czyny być może nie będą brane pod uwagę na Sądzie Ostatecznym.
Wojciech poczuł prawdziwą władzę. Nie musiał jeść, spać, ani robić czegokolwiek prócz oglądania życia innych ludzi, ale dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak to ważne i odpowiedzialne zajęcie wykonuje. Właściwie mógł nazwać się sędzią i katem. Myślał, że to od niego zależał bilans, który po śmierci podopiecznego wysyłano odpowiednim służbom. Jeszcze kilka razy z premedytacją sfałszował dane, ale nigdy nie poniósł żadnych konsekwencji.
Przyszedł dzień, w którym jego najważniejsza podopieczna umierała. Z ciekawością usiadł do komputera przyglądając się temu, czy w ostatnich chwilach swojego życia wyzna wszystkie grzechy. Stała się kobietą majętną i wpływową. W końcu sama założyła zakład kosmetyczny, który miał duże powodzenie wśród bogatej klienteli. Doczekała się dwojga wnucząt. Bardzo kochała swojego męża i nigdy nie poniosła konsekwencji za czyn, który popełniła będąc jeszcze młoda. Czasami miał wrażenie, że o tym zapomniała. W takich chwilach tylko on był jedynym człowiekiem, który pamiętał.
Gdyby syn tamtej kobiety złożył doniesienie na policję, a ta odnalazła jakiekolwiek ślady, zapewne wytoczyłaby jej zarzut nieudzielenia pomocy, a może nawet morderstwa. Nic ze zdarzeń dalszego życia dziewczyny nie miałoby miejsca. Trudno byłoby jej założyć zakład kosmetyczny. Pewnie nie znalazłaby wpływowego męża, a co za tym idzie jej syn nie zostałby kardiologiem o dobrej reputacji.
Wydawało się, że tamtego dnia w pokoju ze staruszką były tylko we dwoje, ale tak naprawdę księgowy też był z nimi. Teraz przyglądał się, jak jego niegdyś piękna dziewczyna opowiada o swoim życiu równie staremu jak ona księdzu. Mężczyzna w sutannie nie do końca rozumiał wszystkie wypowiedzi, gdyż pamięć i umysł odmawiały mu już posłuszeństwa. Dla obu stron wystarczyło, że tam siedział i co jakiś czas czynił nad umierającą znak krzyża. Wreszcie padło ostatnie zdanie spowiedzi. Kobieta pojednała się z Bogiem, nie wyznając do końca wszystkich grzechów. Powiedziała wiele, ale jedno zataiła.
Księgowy nie wiedział, czy ma być zły, rozczarowany, czy może po prostu szczęśliwy. Zdawał sobie sprawę, że staruszka i tak pewnie by zmarła, nawet gdyby udzielono jej pomocy. Zdawał sobie też sprawę, że dzięki jego czynowi wiele osób zyskało piękne i dostatnie życie. Z dumą patrzył na zdjęcia pary wnucząt kobiety. Para ta zdobywała kolejne nagrody na konkursie tanecznym. Córka oszustki, choć nie wyszła za mąż, poświęciła się nauce, a dzięki jej badaniom wiele osób odzyskało zdrowie.
Na końcu oczywiście była sama winowajczyni, która od tego czasu nie uczyniła niczego haniebnego. Przez całe życie miała pendriva ze skopiowanymi danymi, choć nigdy nie użyła go w jakimkolwiek celu. Zdawało się, że ten pendrive miał po prostu przypominać dzień, w którym stawiła się, by pomóc starszej kobiecie.
Umierający człowiek zawsze pozostawia w komputerze księgowego ponaglenie. Należało niezwłocznie skompilować wszystkie wpisy i skopiować do wyznaczonego folderu. Księgowy usiadł przed komputerem, jeszcze raz dokładnie przeglądając przygotowywaną przez 82 lata tabelę. Wpisów nie można było edytować, ani wykreślić. Każda literówka, przecinek, czy słowo pozostało niezmienione już od wciśnięcia pierwszego entera. Formularz nie zawierał nawet możliwości dodawania nowych wpisów. Po śmierci podopiecznego, lista zamykała się bezpowrotnie i nikt nie mógł do niej powrócić.
Wojciech szybko dopełnił formalności wykonując czynność podobną do drukowania. Plik był już przygotowany do wysłania, ale przeciągając folder myszą zatrzymał się i upuścił kursor. Zdał sobie sprawę, że wybrano go na to stanowisko dlatego, że przez całe życie doczesne, nie oszukał nikogo nawet na złotówkę. Czasem całe dnie spędzał na tym, by odnaleźć zaginione w bilansie pieniądze. Innym razem zostawał nocami, aby wszystko domknąć jak należy. Nawet przed własną śmiercią zamknął starannie wszystkie codzienne sprawunki. Dopiero teraz naprawdę się zawahał.
Komputer piszczał domagając się wysłania przygotowanego pliku. Coraz bardziej natarczywy dźwięk zwracał na siebie uwagę innych pracujących. Kiedy zrobił się naprawdę nieznośny, zjawił się ktoś z zewnątrz.
Przybysze pojawiali się w biurze rzadko, ale gdy to się działo zwykle występowała awaria systemu. Poddenerwowany mężczyzna przeszedł między biurkami szukając źródła problemów. Księgowy Wojciech siedział w ostatnim rzędzie, więc stosunkowo późno zwrócił na siebie uwagę. Przestraszony zaistniałą sytuacją, usiadł przy biurku i nakierował kursor na oczekiwany przez wszystkich plik. W tym samym momencie odezwał się nieprzyjazny głos.
„Ma mi pan coś do powiedzenia?”